Największe wrażenie zrobiło zdecydowanie główne lotnisko w Dubaju (DXB). To ogromne lotnisko, z którego podczas startu i lądowań można nacieszyć się innymi samolotami. DXB to też najbardziej przyjazne lotnisko, choć było to jedyne miejsce, w którym się zgubiłem. Podobało mi się też w Sydney (SYD), tam też były najpiękniejsze widoki na samoloty przy bramce. Największe wrażenie z obserwacji z okna samolotu robi lotnisko w Honolulu (HNL). Razem z low-costowym terminalem (hangarem) w Budapeszcie są to też najgorsze lotniska w jakich w życiu byłem.

Świat przeleciałem sześcioma niskobudżetowymi liniami lotniczymi; Ryanair, Wizzair, Cebu, Jetstar, Allegiant i Norwegian. Ku mojemu zaskoczeniu jakość połączeń była wysoka, z wyjątkiem Ryanaira nie miałem poczucia, że lecę low-costem.

Nie miałem ani jednego poważnego opóźnienia lotu. To co chyba najbardziej rzuciło mi się w oczy to serwis. Stewardessy filipińskie są najsmutniejsze, prawie w ogóle się nie uśmiechają, obsługa Jetstar wydaje się pracować prawdopodobnie z ekonomicznego przymusu, stewardessy podczas mojego lotu Allegiant były sympatyczne, ale przypominały z wyglądu połączenie Paris Hilton i Rosie O`Donnell. Jakości serwisu Ryanair i Wizzair nie muszę opisywać, bo każdy ją zna. Wizzair wciąż mi się wydaje nieco droższą, ale lepszą linią lotniczą. Właściwie chodzi przede wszystkim o ilość miejsca na nogi i kolory.
A propos miejsca na nogi, bezkonkurencyjny okazał się lot Allegiant z Honolulu do Los Angeles. Wysłużony Boeing 757-200 ma chyba jeszcze stare rozstawienie foteli. Każdy miał prawie tyle miejsca na nogi jak przy wyjściu ewakuacyjnym. Linia lotnicza ma pięć takich samolotów, ale jej najpopularniejszą jednostką jest McDonnell Douglas MD-80.Najmniej wygodnie było w Ryanair.
Jedzenie w samolotach absolutnie nie wywoływało u mnie rumieńców zazdrości, o wiele lepiej było kupić paczkę czipsów i kanapkę w strefie bezcłowej. Problem był czasami z wodą. Otóż warto zapoznać się ze sposobami płatności na pokładzie samolotu, jeśli obsługują karty kredytowe – nie ma problemu. Jeśli natomiast płatność za serwis jest gotówkowa – trzeba zaopatrzyć się w walutę miejsca docelowego lub wyjściowego. Na wysokości zadania stanęły stewardessy Cebu, które mimo to, że podczas pierwszego lotu nie miałem pesos ani dinarów sprzedały mi w końcu piwo za amerykańskie dolary. Podczas drugiego lotu, nie miały mi jak wydać w amerykańskich dolarach, więc po prostu podarowały mi butelkę wody.
Ceny jedzenia i napojów nie były bardzo wysokie, najtaniej było w Cebu, najdrożej w Norwegian, Allegiant i Ryanair.
Podczas trzech lotów długodystansowych udało nam się przeskoczyć na trzy wolne siedzenia, więc większość czasu przespałem jak niemowlę. Obsługa samolotu w ogóle nie widziała problemów z zamianą miejsc po starcie. O dziwo najlepiej spało mi się w dreamlinerze Norwegian mimo pojedynczego siedzenia – rewelacyjne, bo sztywne zagłówki utrzymujące głowę w pionie.
Rozrywka pokładowa dostępna dostępna była w Norwegian i Jetstar. W tej pierwszej dostępna była za darmo! Nie rozdali jednak darmowych słuchawek, więc trzeba mieć swoje.