Do lotniska dojechałem tramwajem i autobusem 55. To było coś. W podróż dookoła świata łódzką komunikacją miejską. Padał rzęsisty deszcz. Jak się po chwili okazało w tym samym autobusie jechali przyjaciele, którzy skutecznie ukryli się przed moim wzrokiem. Z transparentem przyszli nas pożegnać. Jedna z milszych niespodzianek.

#new #boeing 737-800 @Ryanair pic.twitter.com/DUxQojOA4W
— dookolakuli (@dookolakuli) 4 maja 2016
Na lotnisku nikt z obsługi nam nie uwierzył, że wyruszamy w podróż dookoła kuli ziemskiej. Z politowaniem kiwali głową, że to kolejni wariaci… Lot z LCJ do STN (przyjęła się nazwa Sunset) był jednym z najlepszych jakie miałem w życiu. Według mnie, im w samolocie jest więcej turbulencji, tym bardziej udany jest lot. Szkoda, że tak krótko.
Na przesiadkę w Sunset rzeczywiście trzeba mieć więcej czasu niż godzinę. To ogromne lotnisko, mimo tego że głównie obsługiwane jest przez low-costy. Do Wenecji dolecieliśmy nowiutkim Boeingiem 737-800. Niestety było już pusto. Gdzieniegdzie można było znaleźć grupki młodych ludzi. Postanowiliśmy iść za przykładem. Kupiliśmy wino, pizzę i skonsumowaliśmy pod drzewkiem. Późną nocą dotarliśmy do naszego hostelu (Venice Bangla b&b), do którego nas nie wpuszczono. Telefon był głuchy. Na szczęście na przeciwko znajdował się trzygwiazdkowy hotel. Pozwoliliśmy sobie na odrobinę luksusu i wynajęliśmy tam nocleg.
Rano poszliśmy do hostelu poprosić grzecznie Pana-Bangla, aby z powodu niezrealizowanej (nie z naszej winy) usługi, nie ściągał pieniędzy z karty kredytowej (i tak to zrobił), potem drobne zakupy i wyprawa do dawnego domu Peggy Guggenheim. Dziś jest to jedno z czterech muzeów tej dynastii. Peggy była siostrzenicą Solomona R., a jej ojciec Benjamin zatonął podczas katastrofy Titanica w 1912 roku.


Niebo nad #Budapesztem. Ciemne chmury Orbana. pic.twitter.com/QNhtkmEBTH
— dookolakuli (@dookolakuli) 4 maja 2016
Wieczorem odbyliśmy niezwykle przyjemny lot do Budapesztu, gdzie mieliśmy zarezerwowany stolik w Hungarikum Bistro przy Steindl Imre u. 13. Knajpę wypatrzyłem podczas poprzedniego pobytu w stolicy Węgier, ale nie pomyślałem wtedy by wcześniej zrobić rezerwację. Menu węgierskie jest rewelacyjne, zjadłem też najlepszego langosza na świecie (rozpływał się w ustach). Jedynym minusem restauracji jest nieco pretensjonalna obsługa, chcą być za mili. Od razu wiedziałem, że następna pyszna kolacja będzie w Polsce.
Wieczór spędziliśmy pijąc szampana w Szimpla Kert przy Kazinczy u. 14. Lokal jest znany w niemal całej Europie. Połączenie różnej muzyki, różnych ludzi w różnym wieku, które zdaje egzamin! Poranek był ciężki.
Cieszę się, że „nadajesz” na blogu. Czekam na dalszy ciąg 🙂