Trudny poranek
– Byłam szukać warzyw. Nie ma ani jednego stoiska z warzywami. Spytałam tubylca [tak wyglądał] dlaczego nie mają warzyw. Odpowiedział „Nie wiem”. Wydawało mi się, że jest mu głupio.
Na Hawajach nie znaleźliśmy stoiska z warzywami. Jeśli pomyślisz sobie, że Amerykanie są grubi, bo są głupi. Wiedz, że są grubi, bo większość z nich nie ma dostępu do zdrowej żywności.
– Tu jest jak w Tatrach, czy Ty tego nie widzisz? [w domyśle: „po co my tu w ogóle przyjechaliśmy?„]
– Nie mogłam spać całą noc, oglądałam Twoją… poza tym chrapałeś. Znowu nie spałam całą noc!
Tak zaczął się 17. dzień podróży dookoła świata. Zagryzłem zęby i starałem sobie tłumaczyć, że to tylko zmęczenie. Rzeczywiście byliśmy zmęczeni.
Odnaleźć szlak
W bardzo profesjonalny sposób zbieraliśmy dane na temat szlaku, który postanowiliśmy dziś przejść. B. wybierała zdjęcia zdjęć z albumu o hawajach, który przewertowała wczoraj w Walmarcie. Ja próbowałem połączyć się z Internetem i sprawdzić polecane szlaki na stronie parków narodowych. Padło na szlak z trudną do wymowy nazwą aaacośtam. Prawdopodobnie początek szlaku był na drodze do parku Koke’e. Wyruszyliśmy więc, pytając co jakiś czas o właściwy kierunek. Jednak nie potrafiliśmy wymówić nazwy szlaku, więc ludzie też nie rozumieli gdzie chcemy jechać.

Dopiero w miejscowości Koloa, miłe Panie uczestniczące w pikniku rodzinnym utwierdziły nas w przekonaniu, że podążamy w dobrym kierunku. W międzyczasie trzeba było zakupić krótkie spodenki dla mnie. Te zdobyte ze znanej sieci odzieżowej na całym świecie wytrzymują około siedmiu dni intensywnego zwiedzania. Po drodze, zarówno w jedną jak i drugą stronę, mogliśmy ponownie podziwiać okolice Wielkiego Kanionu Pacyfiku.

Awawāpuhi znaczy węgorz
Dojechaliśmy. Kanapki, które przygotowaliśmy podczas śniadania zostawiliśmy w samochodzie, a ze sobą wzięliśmy tylko wodę. Przy wyjściu spotkaliśmy grupę sympatycznych Niemców. Wspominałem, że każdego Amerykanina, z którym rozmawialiśmy pytałem na kogo będzie głosował w wyborach prezydenckich? Nikt się nie przyznawał, że wybierze Trumpa. Jak w Polsce.
Szlak o długości nieco ponad 5 km łącznie, wiedzie przez tropikalny las. W drodze do końca, czyli punktu widokowego dolin Nu’alolo i Awa’awapuhi cały czas się schodzi. Za to droga powrotna jest oczywiście pod górę. Można też zboczyć ze szlaku i kontynuować piszą wędrówkę dalej, jednak nie wychodzi się do parkingu, na którym zaczął się szlak Awa’awapuhi.
Po około dwóch godzinach doszliśmy do punktu widokowego. Wszyscy, których mijaliśmy po drodze zapewniali, że widok zapiera dech w piersiach. Nikt nie wspominał… Doszliśmy. Widzialność 5 metrów. Razem z nami Polish-American z żoną, który tłumaczy nam, żebyśmy czekali. Pogoda w takim miejscu zmienia się z minuty na minutę. Czasami cała dolina jest we mgle, a po kilku sekundach rozjaśnia się. Więc czekamy w gęstej mgle, licząc ile możemy tak jeszcze czekać, żeby zdążyć wrócić przed zachodem słońca.





Przyroda uczy cierpliwości i pokory. Udało się. Było warto! Po lewej stronie ujrzeliśmy strome klify doliny Nu’alolo, a nieopodal po prawej – dolinę Awa’awapuhi, wąski kanion, w którym meandruje strumień wpływając do oceanu. Widzieliśmy kilkanaście tropikalnych ptaków nazywanych koa’e kea (prawdopodobnie Phaethon lepturus, tylko te nasze wydawały się mieć zawinięte ogony). Są koloru białego z charakterystycznym, długim ogonem. Coś cudownego. B. wykrzyknęła – Rajski ptak. Już nie byliśmy w Tatrach.
Niestety lub stety nie byliśmy na tyle brawurowi, by wyjść poza obszar dozwolony. Jednak w Internecie kilka osób umieściło nagrania jak wielka przygoda czeka odważnych lub mało roztropnych.
Pralnia i burbon
Wieczorem złamałem prawo stanowe. Pojechaliśmy do supermarketu. Kupiłem butelkę burbonu z Kentucky Jim Beam. Potem rytualne pranie. Już wiedzieliśmy, dlaczego na amerykańskich komediach romantycznych ludzie zakochują się w pralniach. Amerykanie spędzają tam wiele dni na przestrzeni roku. Nie mają pralek w domach. W wielu stanach, jeśli nie we wszystkich, alkoholu nie może pić w samochodzie nawet pasażer. Co więcej, otwarta butelka może znajdować się tylko w bagażniku. Tak, żeby nie kusiła. Postanowiłem złamać ten zakaz. Na tylnym siedzeniu samochodu wziąłem łyk, a może dwa, burbonu. Nie był taki zły. Może nie odważyłbym się tego zrobić, gdyby nie kierowca obok, który bez skrępowania palił trawę. Oczywiście ja nie prowadziłem samochodu.