Lądowanie w Pohnpei było zupełnie inne, choć równie piękne jak na Majuro. Przybyszy wita charakterystyczny kształt wyspy; patrząc z lotu ptaka wyspa otoczona jest rąbkiem rafy koralowej, potem kierując wzrok ku centrum widać turkusowy błękit, aż w końcu natrafiamy na malachitową lub szmaragdową zieleń dżungli i dramatycznie uformowane skały Sokhes – wizytówkę Pohnepi.
Pohnpei, czyli „przy kamiennym ołtarzu”
Pohnpei, podobnie jak Majuro i Kosrae przywitało mnie gorącem i słońcem. Tego dnia poza samolotem spędziłem niewiele ponad godzinę, a już żałowałem, że wcześniej nie użyłem emulsji do opalania.
Już krótka podróż z lotniska do hotelu była dla mnie bardzo ciekawa. Do największego miasta wyspy – Kolonii wiedzie prosta droga przez wąski cypel. Obok lotniska znajduje się mały port, widać tam między innymi przydatne już tylko turystom do ładnego zdjęcia, kutry rybackie, a w tle pasmo Sokhes.

Po wypożyczeniu samochodu, przepakowałem niezbędne rzeczy i wyruszyłem w kierunku północnym.

Jak wspominał Paweł Krzyk, na wyspie jest tylko jedna główna droga, więc było trudno się zgubić.

Po drodze, pierwszym obowiązkowym przystankiem był sklep spożywczy. Ceny żywności nie były szczególnie wysokie. Myślę, że było taniej niż w Stanach Zjednoczonych, za to asortyment był dość ograniczony. Największe wrażenie zrobił na mnie SPAM, można go było kupić w różnych wariacjach; z pomidorami, oliwkami, jalapenio… Niestety nigdzie nie udało mi się kupić kilkuliterowego baniaka z wodą. Byłem zmuszony dzień w dzień kupować pół lub litrowe butelki.
Lasy namorzynowe

Choć namorzyny nie jest roślinnością charakterystyczna tylko dla Mikronezji, to pierwszy raz widziałem „drzewa/korzenie wyrastające z wody”. Jak się później okazało, był to bardzo częsty widok na Pohnpei.
Namorzyny (lasy pływowe, mangrowia) występują niemal w całej strefie międzyzwrotnikowej. Upraszczając, rośliny wyglądają jakby korzeń nie wrastał do ziemi, tylko wyrastał z niej.
Kąpałem się w ciepłym oceanie. Brzeg był skalisty. Właściwie nie spotkałem Pohnpei typowej piaszczystej plaży, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni ze zdjęć folderów reklamujących egzotyczne wycieczki.

W pewnym momencie zmęczenie dało o sobie znać, więc stwierdziłem, że zawracam i była to dobra decyzja. Zasnąłem w ciągu kilkunastu minut i obudziłem się po ponad dziesięciu godzinach. Była to pierwsza udana noc od piątkowego wyjazdu z Łodzi.
Czwartego dnia postawiłem sobie za cel wejść na skałę Sokhes i zwiedzić Nan Madol. Wczesnym świtem wyruszyłem w kierunku południowo-wschodnim.
Mur hiszpański
Pierwszą z atrakcji były fortyfikacje z czasów kolonialnych w Kolonii.
Mur Hiszpański to niszczejąca pozostałość hiszpańskiego Fortu Alfonsa XIII w Kolonii. Mur został zbudowany przez hiszpańskich administratorów Pohnpei w 1887 r. Większość muru została zburzona przez administrację niemiecką, która przejęła wyspę na początku XX wieku po wojnie hiszpańsko-amerykańskiej. Pozostałości muru, około 210 metrów i dwa łuki, są teraz częścią lokalnego parku.1

Śniadanie

Po przejechaniu kilku przecznic w Kolonii, znalazłem otwartą śniadaniownię. Prawdopodobnie póżniej sprzedawali też obiad i kolację. Mojej radości nie było końca, zwłaszcza, że mogłem napić się kawy. Co prawda była tylko rozpuszczlna, „najgorszego sortu”, ale w warunkach Mikronezji nawet to warto docenić. Głód nie pozwolił poprzestać na jednym zestawie śniadaniowym, zakupiłem też torbę pączków. W Pohnpei nie sprzedają ich nasz sztuki. Od razu trzeba kupić co najmniej kilka.

Skała Sokhes

Syty, skierowałem się w kierunku skały Sokhes. Próbowałem znaleźć wejście na szlak posługując się Google Maps, jednak żadnych znaków nie zobaczyłem.
Z pomocą przeszedł mi jeden z uczestników porannej odprawy w kościele. Wskazał mi początek szlaku i dyskretnie zerkając na moje nogi, stwierdził, że wejść na szczyt zajmie mi nie więcej niż dwie godziny.
Po dość krótkiej wędrówce, zrozumiałem, że pogoda (wysoka wilgotność i gorąc, mimo wczesnej pory) będzie moim głównym przeciwnikiem obok braku ścieżki.
Co chwila zadawałem sobie pytanie czy jestem na dobrej drodze, czy też już zabłądziłem. Po około godzinie dotarłem wykończony do pionowej ściany skały Sokhes, na której szczyt wiodła wspinaczka z zamontowanymi linami.
Ostatni etap wspinaczki na skałę Sokhes
To był jeden z rzadkich momentów w życiu, kiedy powiedziałem sobie dość. Instynkt jest bardzo ważny w podróży. Myślę, że próba mojej dalszej wspinaczki mogła zakończy się co najmniej złamaniem kończyny.

W przewodniku było napisane, że do wędrówki potrzebne są umiarkowane zdolności. Nie zgodzę się tym. Uwzględniając pogodę trzeba mieć wysokie zdolności kondycyjne, by dojść na sam szczyt.
Klimatyzacja w samochodzie i pączki były dla mnie zbawieniem po powrocie ze szlaku. Po krótkim odpoczynku wyruszyłem w kierunku Nan Madol.

Początkowo zabłądziłem, w Pohpei nie ma wyraźnych oznaczeń atrakcji turystyczny. Już trochę lepiej oznaczona była Samoa.
Nan Madol – Wenecja Pacyfiku
Kompleks Nan Madol to opuszczone, usystematyzowane budowle położone na wyspie Temwen na wschodnim wybrzeżu Pohnpei. Budowa kompleksu rozpoczęła się prawdopodobnie w XII wieku naszej ery.2

W regionie wysp Oceanu Spokojnego znajduje się dziewięć obiektów światowego dziedzictwa UNESCO, w tym historyczny port Levuka na Fidżi i miejsce badań jądrowych atolu Bikini na Wyspach Marshalla. Nan Madol zostało wpisane na listę w 2016 roku.
Pierwsze badania
Pierwszego szczegółowego opisu Nan Madol dokonał polski etnograf i oceanograf Jan Stanisław Kubary w 1874 roku.3
Czym był Nan Madol?
Nan Madol został zbudowany przez bliźniaczych czarowników Olisihpa i Olosohpa z mitycznego Zachodniego Katau lub Kanamwayso.
Nan Madol był prawdopodobnie ceremonialną i polityczną siedzibą dynastii Saudeleur (około 1100-1628 roku n.e.), która zjednoczyła szacunkowo 25 000 mieszkańców Pohnpei. Historia mówiona, a także dowody archeologiczne potwierdzają pozycję Nan Madol jako najważniejszego centrum politycznego i religijnego wyspy aż do 1500 roku, kiedy to upadł scentralizowany system.
Co wchodzi w skład kompleksu?
Obecnie Nan Madol tworzy obszar działań archeologicznych obejmujący ponad 18 km2. W skład kompleksu wchodzą:
- kamienna architektura zbudowana na płaskiej rafie koralowej wzdłuż wybrzeża wyspy Temwen (Nan Madol Central),
- kilka innych sztucznych wysepek oraz
- przylegające wybrzeże wyspy Pohnpei.
Rdzeń kompleksu (wyspa Temwen) obejmuje obszar o długości około 1,5 km i szerokości 0,5 km i zawiera prawie 100 sztucznych wysepek poprzedzielanych kanałami. Z tego powodu Nan Madol nazywane jest Wenecją Pacyfiku.
Szacuje się, że na plac budowy zostało przetransportowanych z różnych odległości od 500 000 do 750 000 ton materiału budowlanego.5
Nan Madol zwiedzałem wraz z psem właścicieli posesji, na której zaparkowałem samochód. Najpierw szliśmy starannie wykonaną kładką pośród namorzyn. Już na samym początku widać było czarne, kamienne bloki opuszczonych budowli. Kształt bloków przypominały mi ogromne, powiększone kilkaset razy ołówki.

Doszliśmy do najlepiej zachowanej wyspy-fortecy. Składa się ona z dwóch ponad dwumetrowych murów (zewnętrzny i wewnętrzny), a pośrodku (według osoby pobierającej opłatę) znajduje się grobowiec. Gigantyczne, czarne ołówki są zespolone z wielką starannością. Nie zauważyłem cementu ani innej masy, która by je zespalała.
Mury robią jeszcze większe wrażenie od tyłu, można je zobaczyć brodząc w mieliźnie wybrzeża wyspy lub kanału.


Niestety w dobrym stanie jest tylko jeden budynek (?), grobowiec(?). Bez problemu można jednak dostrzec fundamenty innych.
Istotnie, Nan Madol, choć na pierwszy rzut oka dużo skromniejsze, przypominało mi Królestwo Paganu w Mjanmie, Angkor Wat w Kambodży czy Ajutthaja w Tajlandii. Piszę, że skromniejsze, jednak to miara bezwzględna. Trzeba wziąć pod uwagę, że Pohnpei jest małą wysepką po środku ogromnego oceanu. Nie było i nie ma na niej takiej dostępności surowców, a przede wszystkim ludzi, jak na kontynencie. Uwzględniając te różnice, Nan Madol wybudowane zostało z ogromnym rozmachem!
Zaginione miasto
Wieczorem podczas kolacji wpadła mi w ręce lokalna gazeta, gdzie wyczytałem relację z przyjazdu ekipy National Geografic do Pohnpei. Okazało się, że tuż przed moim przybyciem, badacz dr Albert Lin stworzył w Nan Madol kolejny odcinek serii dokumentów na temat zaginionych miast (Lost Cities With Albert Lin).
Co ciekawe w gazecie, o której wspomniałem znajdowała się też krytyka filmu. Autorowi artykułu nie podobało się między innymi, to, że Albert Lin przyleciał do Pohnpei awionetką, a przecież lądują tam samoloty komercyjne (United Airlines)… Według autora takie zabiegi Lin’a stwarzały niepotrzebne wrażenie, że Pohnpei jest nieosiągalne dla zwykłego podróżnika…
Pohnpaip Petroglyphs
Po zwiedzaniu Nan Madol pierwszym przystankiem obok był wodospad, jednak umyślnie go ominąłem i pojechałem zobaczyć tajemnicze hieroglify. Miejsce było jeszcze bardziej wysunięte na północny-zachód. Rzeczywiście stare rysunki były bardzo wyraźne. Z niewielkiego pagórka roztaczał się przepiękny widok a wzgórza wyspy. Tak mi było szkoda, że brak mi doświadczenia i umiejętności, by wybrać się w głąb tej dżungli.
Wodospad Kepirohi
Skierowałem się w kierunku Kolonii, tą samą drogą, którą przybyłem. Wodospad Kepirohi był zbawieniem w tym ukropie. Przypominał mi ten, z którego uroków korzystałem na Savai’i. Wodospad, w odróżnieniu od Nan Madol, był dostosowany do turystów. Była nawet budka z biletami, przepiękna leśna ścieżka i zabudowania na wypadek deszczu przy samym wodospadzie.

Wodospad Sahwarlap
Próbowałem też zobaczyć drugi wodospad po drodze, Sahwarlap. Miałem trochę trudności, by do niego trafić. Koniec końców podziwiałem, go tylko z oddali. Sam marsz do wodospadu zająłby zapewne kilka godzin. Nie miałem zwyczajnie sił.
Zagrożenia dla wyspy
Na wyspie można też zobaczyć wiele wraków samochodów. Zostawiane są przy drodze lub w lesie. Ich właściciel nie miał zapewne pieniędzy, by uszkodzony samochód wysłać statkiem na kontynent i tam zutylizować samochód. Rolę śmietniska pełni las.
Palikir
W drodze powrotnej odwiedziłem stolicę Sfederowanych Stanów Mikronezji (FSM) – Palikir. To nic innego jak zbiór rządowych budynków. Warto podkreślić, że ten kraj również ma sąd najwyższy i konstytucję.
Ludzie Pohnpei
Ludzie w Mikronezji nie są bardzo otwarci, nie uśmiechają się za nadto. Nawet dzieci wydają się zamknięta. Nie zmienia to faktu że wydają się bardzo przyjaźni. Mają dość ciemny kolor karnacji. W wielu miejscach są nalepki 'prosimy nie pluć’, 'to jest kosz na śmieci prosimy nie pluć’.
Wieczorem byłem znowu okrutnie zmęczonym. Zabrałem się za organizację ostatniego odcinka podróży po Pacyfiku, czyli wyspy Guam. Znalazłem nocleg za 112 dolarów (!). Najbardziej potrzebny był mi adres do odprawy online w aplikacji United Airlines, jednak i tak nie była możliwa. Korzyść była tylko taka, że mogłem wybrać miejsce przy oknie, a to podstawowa sprawa przy rejsie 154.
W poszukiwaniu kawy

Ostatni dzień na Pohnpei również rozpocząłem o świcie. Wybrałem się ponownie w północno-zachodnią część wyspy. Po drodze nie znalazłem śniadaniowni, a nie mogłem również trafić do tej z poprzedniego dnia. Bardzo potrzebowałem kawy. W większości straganów sprzedawali „kawę typu 3w1”. Tego nie byłem w stanie wypić. Szukałem małej czarnej. Aż wreszcie, kilkadziesiąt minut od Kolonii miła Pani zaoferowała mi kawę czarną, musiałem jednak poczekać, że zagotuje samowar.
Pohn Doloen Net
Postanowiłem drugi raz wejść na wzgórze, tym razem po przeciwnej stronie Kolonii niż Sokhes. Próbowałem, choć mięśnie bolały mnie po poprzednim dniu.
Przez pierwsze kilkanaście minut nie było nawet tak źle, mniej więcej trzymałem się wytyczonego w Google Maps „szlaku”. O żadnym szlaku w rzeczywistości nie było oczywiście mowy. Szedłem po prostu wśród drzew, pajęczyn i niskiej roślinności, własnoręcznie rozdzierając liany. Po mniej więcej godzinie, kiedy nie miałem już pomysłu gdzie iść, ponownie poddałem się. Na wzgórzu Pohn Doloen Net, podobnie jak na Sokhes można, oprócz panoramy Kolonii zobaczyć japońskie pozostałości po drugiej wojnie światowej.
Druga część przygody z UA 154
Wróciłem oblepiony błotem do hotelu i zacząłem się pakować. Piątego dnia podróży dookoła świata, kolej na drugi odcinek rejsu UA 154 z Pohnpei (PNI) przez Chuuk (TKK) do Guam (GUM).
Pohnpei – informacje praktyczne
Karoliny
Tuż obok wulkanicznej wyspy Pohnpei znajduje się atol Ant i Pakin, wszystkie trzy tworzą geograficzną grupę Senyawinów6. Te z kolei należą do większej grupy – Karolinów.

Nazwa wyspy
Pohnpei czyli „przy (pohn) kamiennym ołtarzu (pei)”. Na wielu historycznych mapach dostępnych w Internecie częściej można spotkać nazwę Ponape. Inna nazwa to Ascension (Wniebowstąpienie)7.
Lotnisko w Pohnpei (PNI)
Wszedłem do teminalu lotniska PNI (Pohnpei International Airport) i pierwsze co napotkałem to krótka kontrola graniczna. Oficer w mundurze z emblematami Sfederowanych Stanów Mikronezji zapytał tylko jaki jest cel mojej wizyty w Pohnpei. Kontrola była krótka z uwagi na niewielką liczbę pasażerów, która opóściła rejs UA 154.

Sfederowane Stany Mikronezji
Państwo Sfederowane Stany Mikronezji (Federated States of Micronesia, FSM) powstało w 1986 roku. Jest niezależne, choć silnie powiązane ze Stanami Zjdnoczonymi. Stanowi republikę federalną czterech stanów:
- Chuuk – stolica: Weno,
- Kosrae – stolica: Tofol,
- Pohnpei – stolica: Kolonia,
- Yap – stolica: Colonia.
Współczesna historia kraju
Pohnpei zostało zasiedlone przez przybyszy z Vanuatu i wysp Salomona prawdopodobnie około I wieku n.e.8
Królestwo Filipin | Hiszpanie | 1574–1899 |
Nowa Gwinea Niemiecka | Niemcy | 1899–1914 |
okupacja Cesarstwa Japonii | Japonia | 1914–1919 |
Mandat Południowego Pacyfiku | Japonia | 1919–1947 |
Powiernicze Terytorium Wysp Pacyfiku | Stany Zjednoczone | 1947–1979 |
Sfederowane Stany Mikronezji | niepodległość | 1979–dziś |
Hotel
W Mikronezji wybór nocleg nie jest trudny. W Internecie dostępnych było tylko kilka ofert. Wybrałem oczywiście najtańszą – Yvonne’s Hotel.
Po wylądowaniu na Pohnpei okazało się na lotnisku, że pierwszy raz w życiu ktoś z hotelu czekał na mnie. Nie zaprzeczam, że jest to bardzo miłe i wygodne. Hotel okazał się bardzo drogi jak na warunki, które zaproponowano. W obskurnym pokoju śmierdziało wilgocią. Na szczęście sprawnie działa klimatyzacja. Nie było problemu z płatnością kartą USD Alior Kantor.
Wynajem samochodu
Wszystkie stanowiska wynajmu samochodów firm lokalnych były w terminalu puste.
Dzięki pomocy recepcji, wypożyczenie samochodu z hotelu było dość proste, podobnie jak w Samoa, do hotelu przyjechała kobieta z samokopijującym się drukiem. Moje liczne pytania dotyczące warunków rezerwacji oraz ubezpieczenia były dla niej co najmniej nie zrozumiałe. Podpisałem kwit, w którym było niewiele konkretów i odebrałem porysowany samochód wcześniej dokładniej go fotografując.
W tak odległych miejscach nie próbuje się chyba jeszcze często oszukać wypożyczającego.
Opłaty
Kilku dolarową opłatę za wstęp do Nan Madol uiszcza się dwa razy. Po raz pierwszy na wjeździe do podwórka, właścicielom prywatnej posiadłości, a potem już przy samych ruinach. Zapewne za trzecią opłatą można by liczyć jeszcze na krótki komentarz tubylca. Podobnie jest przy innych zabytkach, ale już jednokrotnie.
Jedzenie

Jedzenie na Pohnpei nie jest w cale drogie. Obiad kosztuje kilka dolarów. Oczywiście w nielicznych restauracjach jest drożej, jednak mimo wszystko byłem mile zaskoczony brakiem drożyzny.

Bibliografia
- Wysokiej jakości mapa wyspy na Wikimedia Commons (~15,5 MB).
- Hiszpańska strona poświęcona FSM (2012 r.)
- Relacja Pawła Krzyka z Pohnpei (2013 r.)
- Relacja Wojciecha Dąbrowskiego z analogicznej do mojej podróży po wyspach Mikronezji (2001 r.)
- Place Names of Pohnpei Island: Including And (Ant) and Pakin Atolls. Autorzy: Tom Panholzer, Mauricio Rufino
- Przepiękne zdjęcia Pohnpei z drona – YouTube
- Oficjalny przewodnik po FSM