W Sarajewie spędziliśmy niestety tylko niespełna 24 godziny. Przyjechaliśmy autobusem z Tuzli (kilka godzin drogi). Przed przyjazdem naoglądałem się i naczytałem o mieście, które znane jest ze swojej tragicznej historii oblężenia przez Bośniackich Serbów w 1992 roku.

W wielu miejscach spotkaliśmy pomniki upamiętniające tragiczną historię Sarajewa i Bośni.
Pomnik Ramo Osmanovica na jednej z głównych ulic miasta nawiązuje do koszmarnej historii uwiecznionej w dokumencie BBC poniżej. Aż trudno było mi uwierzyć, że to dokument, a nie fabuła.
Ojciec (Ramo Osmanovic) wywołuje swojego syna Nermina, który ukrył się w górach. Ojciec wie, że zarówno on jak i syn zostaną wkrótce zabici. Tuż za rzeźbą Ramo, widać symboliczny grób. Historia jakich mogło być wtedy tysiące miała miejsce w 1995 roku, kiedy to za cichym przyzwoleniem „sił pokojowych” 400 uzbrojonych holenderskich żołnierzy wymordowano około 8000 ludzi. Sarajewo, Bośnia i Hercegowina powinny się stać miejscem wycieczek szkolnych. Tak jak Oświęcim.
W Sarajewie urzekło mnie jednak, że miasto tętni życiem, także turystycznym. Nasz hostel pełen był młodych Europejczyków skorych do całonocnych zabaw. Wąskie uliczki starego miasta wypchane były po brzegi restauracjami i pubami. Ostatni raz czułem taką imprezową atmosferę w Londynie na Soho.
Rano, niewyspani, z wielkim niedosytem Sarajewa, wsiedliśmy w pociąg do Mostaru.