To był dzień jednego z moich większych marzeń związanych z tą podróżą. Koncert w Sydney Opera House (SOH). Jednym możliwym koncertem był Bach, Mozart i Betthoven w wykonaniu Australian Chamber Orchestra (ACO). Zapewne, gdybym miał wybór, padłoby na koncert symfoniczny, ale jak się czegoś nie ma, to się cieszy, że się ma. Poza tym sztuką nie można gardzić ani przebierać. Ostatni raz byłem w filharmonii ponad pięć lat temu. Bywały czasy, gdy pojawiałem się na koncertach raz na dwa tygodnie. Tak jak w teatrze kocham, kiedy kurtyna podnosi się, a ja zapominam o całym świecie. Tak w filharmonii lubię ten moment kiedy gasną światła, koncertmistrz daje znak orkiestrze nutką i muzycy się przygotowują, bo zaraz zacznie się… kolejna podróż.
Wizją koncertu byłem bardzo podekscytowany. Jakby mogło być inaczej? Nigdy w życiu nie miałem odwagi nawet marzyć, że będę w Sydney, a co dopiero koncert.
Po emocjach związanych z wczorajszym musicalem spaliśmy długo. Wstaliśmy około 10. To była moja pierwsza noc w Sydney. Nadal delektowałem się panującym tu łagodnym klimatem. Śniadanie ponownie obfitowało w warzywa! Tak jedliśmy i jedliśmy, z przerwami na kawy i papierosy. Lubicie takie długie śniadania? Ja kocham długie śniadania, długie obiady i długie kolacje.
B. prawdopodobnie natchnął Duch Święty. Po godzinie 12, po kolejnym pomidorze, postanowiła sprawdzić o której jest dzisiaj wieczorny koncert. W swojej główce ułożyłem, że z pewnością jest o 19.
Nie!!! Koncert jest o 13! W ciągu sekund zamówiłem Ubera, tłumacząc B., że nie zdążymy pieszo i pobiegłem się przebrać. Pierwotnie mieliśmy iść wylegiwać się na plażę Bondi. Taksówka przyjechała na szczęście od razu pod hostel. Kierowca był bardzo zaskoczony, że my turyści z tak daleka, jedziemy na koncert muzyki klasycznej.
SOH
Do budynku SOH prawie wbiegliśmy, a miałem się delektować każdym schodkiem… Byłem bardzo szczęśliwy, że udało się nam zdążyć. Żeby ostudzić nieco emocje związane ze zbliżającym się koncertem, pierwsze kroki wykonałem w kierunku winopoju. Spotkałem tam najmilszego Australijczyka, który bez jakiekolwiek maniery, z przyjemnością i słyszalnym w jego głosie zafascynowaniem swoją pracą, wytłumaczył nam jakie wina musujące i szampany są dziś w karcie przed koncertem. A może to nie był Australijczyk tylko Europejczyk? Mogliśmy również ich spróbować i wybrać najlepszego kompana z naszymi kubkami smakowymi. Po drugim kieliszku przenieśliśmy się na dwór.
Stałem na tarasie opery w Sydney, w ręku kieliszek szampana, przed moimi oczami jeden z najbardziej rozpoznawalnych cudów architektonicznych świata, za chwilę usłyszę koncert…
Pamiętam jak jako dziecko dostałem w prezencie atlas „Cuda Świata” i oglądałem go chyba setki razy… Wzruszające są takie momenty.

Budynek został zaprojektowany przez duńskiego architekta Jørna Utzona. Gmach otworzono formalnie 20 października 1973 roku. Od tego czasu pozostaje jednym z najważniejszych osiągnięć architektury XX wieku. Wnętrze sali koncertowej jest drewniane, bardzo skromne, ale robi duże wrażenie. W SOH jest oddzielna scena dla koncertów i spektakli operowych, w sumie są aż cztery sceny.
Koncert
Przed koncertami organizowane są pogadanki na temat prezentowanych utworów, szkoda, że zabrakło nam organizacji, żeby w takim spotkaniu uczestniczyć.
Australiska Orkiestra Kamerlana (ACO) została założona w 1975 roku przez wiolonczelistę Johna Paintera. Od 1989 roku kieruje nią słoweńczyk – Richard Tognetti, okrzyknięty przez brytyjski Daily Telegraph jako jeden z najbardziej charakterystycznych, bezkompromisowych i namiętnych skrzypków, jakich można w dzisiejszych czasach wysłuchać.
Program koncertu
JS BACH The Art of Fugue: Contrapunctus I – IV
MOZART Violin Concerto No.5, K.219
BEETHOVEN (arr. strings) String Quartet, Op.130
BEETHOVEN (arr. strings) Grosse Fugue, Op.133
Ku mojemu zaskoczeniu, najbardziej do ucha przypadła mi część poświęcona Bachowi.
Z muzyką poważną jest jak z każdą inną dziedziną sztuki; aby się z niej cieszyć, trzeba wśród niej przebywać.
Gargamel operowy
Gargamelem została nazwana przeze mnie (prawdopodobnie Australijka), która pilnowała publiczności podczas spektaklu. Kilka razy odwiedzałem sceny w różnych częściach świata. Zarówno na świecie jak i w Polsce, po zgaszeniu światła, tuż przed rozpoczęciem koncertu, kiedy zamykają się drzwi do sali koncertowej, widzowie mogą zmienić miejsce na lepsze jeśli takie jest dostępne. Co więcej, miłe Panie zawsze zachęcają do tego.
Sztuka nie jest towarem rzuconym na sprzedaż w czasie PRL-u. Sztuka kosztuje. Jednak zazwyczaj docenia się publiczność, która chce wydawać pieniądze, aby się ze sztuką zapoznać.
Nie jest tak w przypadku Pani Gargamel. Pani Gargamel każe Ci siedzieć na miejscu gorszym, mimo że te lepsze są wolne. Bo tak!
To był dziwny dzień. Nie było nam smutno, nostalgicznie, ani wesoło. Po prostu dziwnie się czuliśmy. Nie udało się nam nazwać tego uczucia innym, bardziej specyficznym słowem. Padły nawet pomysły, że z którymś naszych bliskich dzieje się coś niedobrego w Polsce, a my o tym nie wiem. Do tego dziwnego dnia jeszcze wrócę w kolejnych postach…
Sydney nocą
Podczas spaceru po nabrzeżu zatoki Sydney widzieliśmy dziesiątki kawiarni. Mnóstwo ludzi, którzy spędzali tam popołudnie. Gdzieś w okolicach portu statków, które służą również jako transport publiczny zjedliśmy pyszne i dość tanie Fish and Chips (Quay Fish & Chips).
Idąc nabrzeżem w kierunku Dawes Point można zobaczyć elementy architektury starego Sydney i budynek Opery nocą, nie wspomnieć o Harbor Bridge.


Zupełnie przez przypadek trafiliśmy do irlandzkiego pubu The Hero of Waterloo. Miałem wrażenie, że cofneliśmy się jakieś pięćdziesiąt lat.
