


To były długi dzień. Wylecieliśmy z Maui do Honolulu. Potem lot Honolulu – Los Angeles. Od razu po przylocie do Miasta Aniołów, wsiedliśmy do wynajętego samochodu i pokonaliśmy blisko 500 kilometrów do Laughlin w Nevadzie. W LA zatrzymaliśmy się jeszcze w Burger Kingu:
– Poprosimy hamburgera i McNuggets.
– Nie mamy McNuggets, mamy Chicken Nuggets.
– Tak, tak, poprosimy 20 McNugetsów, tak jak w promocji jest…
– Nie mamy McNuggets.
– Jak to nie macie? Przecież przed chwilą Pani powiedziała, że macie nuggetsy…
– Nie mamy McNuggets, mamy Chicken Nuggets
Prawie jak Route 66


Laughlin w Nevadzie było mniej więcej w połowie drogi do Wielkiego Kanionu. Nocleg wyznaczyła oczywiście wyszukiwarka hoteli, wskazując najtańszy. Nie miałem nawet czasu przed wyjazdem sprawdzić jaki to hotel. Po drodze mieliśmy tylko dwa przystanki. Było bardzo zimno. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że jesteśmy na pustyni. Było ciemno. Dużo rozmawialiśmy, żeby nie zasnąć. Plan zakładał, że w hotelu będziemy na 2, a dojechaliśmy około 4 nad ranem.


Gin z tonikiem

Okazało się, że w całym obiekcie można palić. Sala gier mimo czwartej nad ranem nie była pusta. Otyłe panie w obcisłych piżamach lub kusych bluzkach paliły papierosy, wtapiały się w zbyt wąskie stołki, piły drinka i grały w jednorękiego bandytę. Osobliwy widok. Przy barze pijany pan, próbował o coś nas spytać, zagadać…
Już po wypiciu trzeciego drinka, kiedy stres związany z długą drogą opadał, zaczęliśmy się orientować, że jesteśmy w dość specyficznym miejscu.
Legliśmy zmęczeni około szóstej nad ranem. Po godzinie obudziło mnie…