
Ostatni dzień naszej podróży dookoła świata to bardzo długi spacer po Edynburgu.
Na obiad zjedliśmy Haggis, jednak kelnerka nie potrafiła powiedzieć z czego danie się składa. Wdaje mi się, że to po prostu kaszanka. Nikt nie chce obrzydzić smakoszom doznań, więc o składzie lepiej nie mówić. Tak jak z parówkami.
Emigracja
Kelnerka była Polką. W Wielkiej Brytanii przebywa blisko milion moich rodaków. Zawsze mnie zastanawia jak się żyje na emigracji, między innymi dlatego, że sam o niej myślę. Być może będę nawet do niej zmuszony. Zapytałem, więc naszą kelnerkę nie tylko o skład Haggis, ale o to jak jej tutaj jest. Usłyszałem, to co słyszę prawie zawsze – nie narzekam (towarzyszy temu uśmiech). Podpytuję jednak dokładniej. Jak dług tu Pani jest? – Trzy lata. Jakie są Pani ulubione miejsca… Jak się Pani podoba na zamku? Wtedy otrzymuję zaskakującą odpowiedź – Nie byłam jeszcze na zamku, bilet jest za drogi, jak na to co można tam zobaczyć. Nie była na zamku, ale twierdzi, że bilet wstępu jest za drogi?! Bilet kosztował około 17 funtów szterlingów. Smutna była to odpowiedź.
Moja teza od wielu lat pozostaje niezmienna – emigracja osób, które nie są wykształcone, pracują w wyuczonym zawodzie lub kontynuują edukacji w obcym kraju to smutna rzeczywistość, nie tylko z powodu wyobcowania i tęsknoty za ojczyzną, ale też (może przede wszystkim) na klepanie biedy nie mniejszej niż w Polsce. Co więcej poczucie wyobcowania pogłębia się, kiedy nie można powiedzieć prawdy i zamiast „nie narzekam”, powiedzieć „marzę o powrocie, nie udało mi się tu”.
Centrum Edynburga wydało mi się bardzo przyjazne, nie ma tam huku wielkiego miasta, a człowieka otaczają przepiękne, stare domy i gmachy.
Oczywiście zamek (nie jestem miłośnikiem zwiedzania zamków) nie okazał się taki nudny. Spotkaliśmy dzieci ze szkoły podstawowej. Bawiły się w grę, która polegała na zbieraniu jak największej liczby odpowiedzi na pytanie od przechodniów. Na mnie trafiło na pytanie: najbardziej znana książka na B. Odpowiedziałem błyskotliwie: Biblia. Patrzyli na mnie jak na wariata…
Wieczorem wsiedliśmy w autobus do Glasgow, gdzie czekała nas noc na lotnisku. Nie było tak źle jak myślałem. Trochę się zdrzemnęliśmy. Poznaliśmy też Niemkę. Rozmawialiśmy między innymi o Polakach w jej kraju. Zachowała pełny rynsztunek dyplomaty!