
Na koniec naszej krótkiej podróży po Izraelu musieliśmy trafić do Eilatu. To miejscowość na południowym krańcu kraju. Najbliżej położona lotniska w Ovdzie (VDA), około sześćziesiąt kilometrów. Niestety przy przedpołudniowym locie powrotnym do Polski, trudno dojechać do Ovdy z innych miejsc w Izrealu, zwłaszcza jeśli nie wynajęło się samochodu. Właśnie w Eilacie, a nie w Ovdzie można znaleźć nocleg lub wynająć samochód.
Do miasteczka dojechaliśmy późnym wieczorem, już po zmroku. Miejsce nie zrobiło dobrego wrażenia. Najciekawsze było lotnisko imienia Jakuba Hozmana (ETH) położone w samym centrum. Właściwie z każdego punktu miasta można było zobaczyć startujące i lądujące samoloty. Główne linie lotnicze korzystające z tego lotniska to Arkia Israeli i Israir. Obsługują loty między Tel Avivem, a Eilatem. Niestety lotów nie było zbyt wiele.
Zaraz po zameldowaniu się w naszym hotelu (?) wyruszyliśmy na spacer. Główną formą architektoniczną wybrzeża Eilatu jest ogromny hotel Queen of Sheba. Rzeczywiście, nigdy nie widziałem tak dużego budynku hotelowego. Wszystko miało posmak plastyku. Podobnie jak liczne karuzela i „zabawy” na bulwarach Eilatu. Można było tam spędzić wieczór, ale cały tydzień? Chyba nawet dzieci mogą znudzić się karuzelami.
Na granicy
Oprócz lotniska, fascynująca pozostaje bliskość Eilatu do Jordanii i Egiptu. Długość izraelskiego wybrzeża morza Czerwonego wynosi zaledwie około jedenaście kilometrów. Z centrum miast do granicy z Jordanią szliśmy około dwudziestu minut. Po drodze znajdują się pola kempingowe, które (być może) są tańszą wersją noclegów w Wesołym Miasteczku. Nie spotkaliśmy jakichkolwiek przeszkód by dojść pod znak graniczny.


De facto najbliższe przejście graniczne między Izrealem, a Jordanią znajduje się kilka kilometrów dalej na północ1.
Do przejścia granicznego z Egiptem2 jest niestety dużo dalej, kilka kilometrów. Można tam dojechać autobusem miejskim Egged.
To ostatnie zdjęcie z terytorium Izraela udostępnione na Google Street View. Zwróćcie uwagę, że wszystkie znaki są zamazane.
Rano nie byliśmy bardziej zauroczeni Eilatem niż wieczorem. Wesołe Miasteczko machało do nas plastykowymi elementami jeszcze intensywniej kolorowo.
Do lotniska dojechaliśmy Eilat Shuttle. Wygodą ma być to, że bus podjeżdża pod hotel, jednak jest to wygodne tylko dla tych, którzy wsiadają na końcu. Krążyliśmy po całym kurorcie co najmniej czterdzieści minut, zanim wjechaliśmy na drogę do lotniska.
Pustynia
Eilat, a właściwie okolice, nie muszą być wcale takie straszne. Wystarczy zajrzeć na inne blogi, żeby zobaczyć jak piękna jest tam rafa koralowa lub pustynna architektura.
Lotnisko
Na lotnisku czekała nasz przeprawa z urzędnikami imigracyjnymi. Nie było to męczące, acz pytania rzeczywiście były bardzo szczegółowe, zwłaszcza, że wcześniej byłem w Egipcie. Pytali też o kontakty z portali społecznościowych oraz kim jesteśmy dla siebie skoro tak dużo podróżujemy.