Linią lotniczą Air New Zealand leciałem już po raz trzeci. Po raz pierwszy dwa lata temu podczas mojej pierwszej podróży po Nowej Zelandii. Teraz postanowiłem zrecenzować swój najdłuższy, ale nadal krótkodystansowy lot liniami Air New Zealand.
Poranny rejs NZ 296 z Auckland (AKL) w Nowej Zelandii do Apii (APW) w Samoa odbyłem w lutym 2019 roku.

linia lotnicza | Air New Zealand (NZ) |
połączenie | AKL-APW |
termin | luty 2019 roku |
numer | NZ 296 |
czas rejsu | 3 godzin i 35 minuty |
rodzaj | międzynarodowy, średniodystansowy1 |
klasa biletu | ekonomiczna (X) |
cena | bilet kupiony za mile; 15 000 mil + 78,75 zł |
samolot | Boeing 777-2002 |
rejestracja | ZK-OKF |

Linia lotnicza

Air New Zealand to nowozelandzka linia lotnicza łącząca Londyn i Chicago połączeniami trans pacyficznymi. Węzłem przesiadkowym jest Auckland w Nowej Zelandii. Stąd można dolecieć na większość wysp południowego Pacyfiku.
Ja tym razem wybrałem się w podróż na wyspy Samoa. Air New Zealand należy do sojuszu Star Alliance, co znacznie ułatwia podróż po Pacyfiku, jeśli, ktoś ma do wydania mile z programu Miles and More.

Linie lotnicze powstały prawie 80 lat temu i ich początek ściśle związany jest z lotami przez morze Tansmana, między Australią a Nową Zelandią.

Bilety i bagaż
Bilet na rejs 296 kupiłem kilka miesięcy wcześniej na stronie programu Miles and More. Kosztował mnie niecałe 79 złotych i 15 tysięcy mil. Wyszukiwanie połączeń na stronie M&M potrafi być czasochłonne. Niestety nie zawsze kod IATA lotniska wywołuje listę rozwijaną. Nie było żadnych problemów z transakcją kartą kredytową mBanku Miles and More Premium. W moim koncie nie działa niestety opcja zapamiętania karty. Przy każdym zakupie za mile, muszę wprowadzać dane karty.
Po zakupie, w ciągu kilku minut otrzymałem na skrzynkę poczty elektronicznej bilet. Nadawcą były PLL LOT z adresem amadeus.com.

Obsługa rezerwacji na stronie linii Air New Zealand nie należy do najprostszych, jednak mogłem wybrać bez dodatkowej opłaty miejsce w przejściu.
Niestety nie mogłem odprawić się on-line, prawdopodobnie z powodu mojego powrotu z Samoa inną linią lotniczą (Samoa Airways). Musiałem udowodnić, że mam bilet powrotny. Niestety trafiłem na problemy. W kolejce przede mną było dwóch chłopaków odprawiających duże bagaże. Ich odprawa trwała około 15 minut. Na szczęście otworzyli też drugie okienko dla odprawy on-line. Pracownik Air New Zealand próbował mnie później odesłać z powrotem do innej kolejki, na szczęście powołałem się na wcześniejsze zapytania do osób kierujących kolejką. Zawsze warto upewnić się, czy stoi się w odpowiedniej kolejce.
Samolot
Trzy siódemki, którymi leciałem miały prawie trzynaście lat. Samolot musiał być odświeżony w środku, ponieważ nie było widać wpływu lat na wystrój kabiny pasażerskiej. Nie można było powiedzieć złego słowa o czystości kabiny pasażerskiej.
Nie rozumiem zastosowania Czerń zrobiła na mnie dobre wrażenie Materiał, z którego wykonany był fotel Ilość miejsca na nogi
Siedzenia odchylały się pod dużym kątem w porównaniu do 777 United, którym leciałem dzień wcześniej. Zagłówki nie były wreszcie za niskie i utrzymywały głowę.
Kabina ekonomiczna była wypełniona w ponad 90%. Pod siedzeniami nie znalazłem gniazdek elektrycznych, de facto był tylko jeden kanał ładujący — gniazdo USB w ekranie rozrywki pokładowej (IFE).

W kieszeni siedzenia ani na tyle siedzenia nie było uchwytu na kubek. Taką kieszeń na napój spotkałem podczas wcześniejszych, krajowych lotów ANZ. Było to bardzo wygodne rozwiązanie.
Toalety były czyste. Brakowało w nich nawilżanej chusteczki, szczoteczki, pasty do zębów i odświeżacza powietrza.
Ach ten koc!
Lot trwał poniżej czterech godzin, więc z założenia nie rozdawano wszystkim koców ani poduszek. Zmarzluchy mogły o nie poprosić. Poduszka pokryta była sztucznym materiałem i nie przypadła mi do gustu. Za to koc… koc w Air New Zealand to prawdziwy rarytas. Był gruby i puszysty, w kolorze kremu.
Koc w Air New Zealand wygrał bezapelacyjnie konkurs na najlepszy. Prym wiodły dotychczas Qatar i Emirates.

System rozrywki pokładowej (IFE)
Ekran rozrywki pokładowej (IFE) działał bez zarzutu. Denerwował mnie jedynie brak opcji wyłączenia przewodnika turystycznego na mapie lotu. Mapa nie pokazywała też pokonanego dystansu.

Funkcja zamawiania przekąsek niestety nie działa Opcja dzielenia ekranu z współpasażerami Klip bezpieczeństwa Ustawienia IFE Ekran startowy
W systemie rozrywki pokładowej największe wrażenie zrobiła na mnie kategoria filmów poświęcona tematyce LGBT. To bardzo miły ukłon w kierunku mniejszości seksualnych, nawet jeśli nie lubi się „gejowskich” filmów.
Serwis i załoga
Brak informacji o pokonanym dystansie Aktualna pogoda w miejscu docelowym
Kapitan poinformował nas jeszcze przed startem, że istnieje prawdopodobieństwo około 30%, że zawrócimy z powodu burzy tropikalnej nad Samoa. Biorąc pod uwagę moją miłość do latania, nie miałem nic przeciwko, żeby wydłużyć moją przygodę z Air New Zealand.
Samoańczycy stanowili większość pasażerów. Na pierwszy rzut oka nie są o tyle grubi, co postawnie zbudowani.
Jeden z członków załogi miał na sobie fartuch z napisem „specjalista od win”.
Rejs był opóźniony o około 30 minut. Nie informowano nas o przyczynie opóźnienia. Być może wynikało ono z wcześniej wspomnianej burzy.
Załoga
Już na samym początku „opadła mi szczęka” z powodów różnic kulturowych między Polską a Nową Zelandią. W mojej kieszeni nie było magazynu pokładowego, więc poprosiłem o pomoc stewardessę. Podeszła do mnie osoba transseksualna. Uśmiechnąłem się, jak najszerszej potrafiłem.
W mojej głowie ugruntował się mit o załogach. Stewardessa to kobieta. Dziękuję Air New Zealand. Stewardessą może też być kobieta, która kiedyś mogła być mężczyzną. To takie miłe. Średnią wieku załogi oceniam na 35-40 lat. Strój był skromny. Czarne garsonki lub w wersji męskiej pasiasta koszula ze wzorzystą kamizelką, a pod spodem lekkie koszule w fiolecie lub zielone z motywami roślinnymi z Nowej Zelandii.
Nie otrzymaliśmy nawilżanych chusteczek przed startem.
Już piętnaście minut po starcie rozdano woda z cytryną. To o co była awantura w United, tu było naturalne. Stewardessa sama zabierała puste butelki pasażerów, żeby je napełnić. Mimo że w ręku trzymała już dwie butelki, kubki i czajnik (serwis bez wózka) chciała też wziąć moją butelkę.
Do wyboru podczas śniadania serwowanego 75 minut po starcie było „śniadanie kontynentalne” lub parówka i jajecznica. Wybrałem wersję drugą.
Posiłek, mimo że siedziałem w 54. rzędzie, był gorący. Hash brown okazał się plackiem ziemniaczanym. Niestety placek był przesiąknięty olejem. Fasolka o dziwo była bardzo dobra. Kiełbaska okazała się parówką bez smaku i tekstury. Najlepsza była jajecznica. Odpowiednio wilgotna, ciepła i nie za tłusta. Kawa była dobra, zaryzykuję stwierdzenie, że nawet bardzo dobra.
Około pół godziny po rozdaniu śniadania, rozpoczęła się zbiórka zastawy, niestety bez dolewek.
Ponad dwie godziny po starcie ponownie zaserwowano napoje. Obiecanego wcześniej ginu z tonikiem nie dostałem. Jako nagrodę pocieszenie dostałem po brzegi napełniony kubek z winem musującym.
Tuż przed lądowaniem poczęstowano nas jeszcze cukierkami.
Lotnisko
W międzynarodowym terminalu lotniska w Auckland mogłem skorzystać z salonika. Można z niego skorzystać, jeśli posiada się kartę Priority Pass. Z jedzenia byłem bardzo, bardzo zadowolony. Najlepsze były miniaturowe hush brown. Można było też skorzystać z szerokiej gamy alkoholi.
Podsumowanie
Rejs liniami Air New Zealand był mnie spełnieniem marzeń i z czystą przyjemnością, polecę z nimi kolejny raz. Otwartość na mniejszości zrobiła na mnie duże wrażenie. Niestety tylko dostatecznie wypadło jedzenie. Zaryzykuję stwierdzenie, że w United było smaczniejsze. Mam też jedno życzenie — poprawa jakości odprawy na lotnisku przez zespół Air New Zealand.