Drugi dzień mojej podróży dookoła świata również był wypełniony wyścigiem z czasem. Pytanie „Czy zdążę?” towarzyszyło mi, nie bez powodu, przez większość popołudnia i wieczoru drugiego dnia podróży dookoła świata.
Jednak wróćmy do poranka w Los Angeles… Po pełnym przygód pierwszym dniu podróży obudziłem się tuż przed świtem w hostelu przy plaży Hermosa.
Hermosa
Hermosa oznacza w języku hiszpańskim piękna. Plaża, a de facto miasteczko, jest położone około dwudziestu mil na południe od Santa Monica. Na murach kilku budynków, czy chociażby w Starback’s można było zobaczyć zdjęcia lub grafiki Hermosa nawet sprzed 100 lat. Okolice plaży są całkowicie wolne od dymu tytoniowego, więc żeby zapalić papierosa, ukrywałem się w bocznych ulicach.
Bladym świtem wybrałem się na spacer po molo w Hermosa Beach. Jest tam aleja sław surfingu. Molo było zajęte przez licznych wędkarzy, co ciekawe, głównie filipińskiego pochodzenia. Na plaży stały legendarne budki dla ratowników. Wychowałem się na serialu Beverly Hills 90210 i Słoneczny Patrol. Te budki stanowią jedną z wizytówek Kalifornii.

Poranek w Hermosa był bardzo krótki. Około godziny ósmej poszedłem do główną ulicy prowadzącej wprost do lotniska Toma Bradleya1 w Los Angeles (LAX).

Los Angeles (LAX) – Honolulu (HNL)
Na lotnisku nie udało mi się odwiedzić Alaska Lounge, na liście oczekujących było kilkadziesiąt osób. Bar dla Priority Pass działa dopiero od 13, więc swojej karty tym razem nie wykorzystałem. Samolot United Airlines odleciał punktualnie.
Drodzy Państwo niestety jeden z dwóch radarów nie działa…
Mijała już trzecia godzina rejsu UA 1224 z Los Angeles do Honolulu. Skończyłem właśnie oglądać Toy Story 4 i odliczałem minuty do pierwszego gryza ostatniej kanapki zakupionej w Hermosa. Nagle, na ekranie rozrywki pokładowej pojawiło się okienku komunikatu załogi. Pilot bardzo zdecydowanym tonem powiedział, że nie ma dla nas dobrych wieści… Z powodu awarii jednego z dwóch radarów musimy zawrócić do LAX. Chyba nie miałem już przestrzeni na zdenerwowanie po anulacji rejsu z poprzedniego dnia (WAW-LAX). Brałem nawet pod uwagę rezygnację z dalszej podróży i zwiedzanie przez dziesięć dni zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Na pokładnie UA 1224 nie było Internetu, więc nie mogłem sprawdzić, czy są jeszcze dostępne miejsca na wieczorny rejs Hawaiian. Jeśli straciłbym poranny rejs UA 154 następnego dnia z Honolulu do Majuro, mój cały plan ległby w grózach.

Na szczęście, po wylądowaniu w LAX poinformowano nas, że do Honolulu zabierze nas Boeing 737-900, który niedługo miał przelecieć do Los Angeles z San Francisco. Nie musiałem kupować biletu na rejs inną linią lotniczą. Na skrzynkę dostałem kilkanaście maili z przeprosinami i na bieżąco informowano mnie o możliwych zmianach. Otrzymałem również bon na zakup kolejnego rejsu UA (150 USD). Bon ważny był rok.
Dzień świstaka w LAX
Tym samym spędziłem kolejne godziny na lotnisku Toma Bradleya. Po trzech godzinach czekania na kolejny start miałem już przesyt lotniska i samolotu, a już najbardziej United Airlines.
Przeczytaj moją recenzję rejsu United Airlines 870 z Sydney do San Francisco.
Na lotnisku w Los Angeles odprawiłem się na pierwszą część lotu UA 154 z Honolulu do Pohnpei. Agent nie wystawił mi też kilku biletów, tylko jeden HNL-PNI. Otrzymałem wtedy tylko jedną kartkę, na odcinek HNL-PNI. Niestety nie mogłem tego zrobić on-line.
Zrobiłem też drugie podejście do saloniku Alaska Airlines, kolejka była jeszcze dłuższa. Udało się mi się natomiast zjeść rybę z frytkami w barze, który przyjmował posiadaczy karty Priority Pass.
Honolulu
Udało się! Doleciałem do Honolulu. Byłem trochę zły, że dotychczasowe plany całodniowego zwiedzania Big Island (Hawaiʻi) i spokojnego wieczoru w Honolulu nie wypaliły. Mimo mojego uwielbienia do samolotów miałem już zdecydowanie dość awiacji. Uparłem się niestety na hostel w Honolulu oraz transport komunikacją publiczną. Ostatni raz tak robię, obiecałem to sobie po raz kolejny. Jeśli zliczyć koszty dojazdu do hostelu, wyszło niewiele taniej niż wynajęcie hotelu przy lotnisku. Wysiłek w związku z oszczędnością tych 20 dolarów był zbyt duży.
Mając w pamięci, jak zasapałem we Lwowie na rejs do Nowego Jorku, około 22 dotarłem do hostelu wycieńczony i ubłagałem zarządczynię, żeby do minimum skróciła wprowadzenie do reguł mieszkania w ich ośrodku(nie znoszę tego, choć jest to potrzebne), wziąłem prysznic i zasnąłem.
Trasę LAX-HNL pokonowałem już po raz trzeci. Pierwszy raz wybrałem się na Hawaje z łódzkiego Lublinka w kwietniu 2015 roku. Po raz drugi rok później z Honolulu przyleciałem do Los Angeles.
